Post by Krzysztof Mitkohttps://itsfoss.com/linux-foundation-head-uses-macos/
Szef Fundacji Linuksa nazywa rok 2017 “rokiem Linuksa na desktopach”…
choć sam używa macOS. Nie żebym uważał to za szczególnie istotne, ale
wyszło dosyć zabawnie.
Problem z Linuksem jest taki, że to jest Koenigsegg w którym nie działa
centralny zamek, więc hipster dorobił zamknięcie na kłódkę.
A bez metafor, to przy całym potencjale tego systemu jest on szalenie
niedopracowany w pewnych kwestiach, które powodują, że to jest marny
system na desktop.
Desktop, jak ja to widzę, jest obecnie dla użytkownika, który korzysta z
komputera w sposób zaawansowany: zawodowo, artystycznie albo do grania.
Dla facebookowców i twitterowców wystarczy podpaska z ekranem LCD.
Taki profesjonalny użytkownik musi mieć możliwość grzebania w systemie w
celu zmiany ustawień. W Windowsie i macOSX jakoś to jest racjonalnie
ogarnięte, wszystkie ustawienia są zgrupowane w jakiś control panelach
itp. Natomiast Linux ma w tym miejscu bagno. Część rzeczy działa na
plikach tekstowych, a różne KDE, GNOME i inne implementują własne
wynalazki konfiguracyjne i co gorsza, bez żadnej konsekwencji ani porządku:
Ostatnio mojemu ojcu skonfigurowałem WiFi na laptopie z Debianem za
pomocą /etc/network/interfaces i okazało się, że to rozwala jakiegoś
wifi managera w KDE i w rezultacie z jednymi sieciami się może połączyć,
z innymi nie itd. I na przestrzeni lat miałem chyba z kilkadziesiąt
takich problemów z różnymi distro.
Wszystko dlatego, że nie ma jednego mózgu, który by opracował ścisłe
wytyczne, co ma jak działać i gdzie trzymać ustawienia. W rezultacie
wychodzi taki Koenigsegg, do którego GNOME-owcy dorobili mosiężną
kłódkę, KDE-owcy chromowaną kłódkę, a jak otworzysz drzwi, to się okaże,
że to i tak wszystko się trzyma na sznurku od snopowiązałki.
Android nie ma takich problemów, ale Android to nie jest desktop - on
ukrywa przed użytkownikiem różne rzeczy, do których desktopowiec
chciałby mieć dostęp. Dla systemów serwerowych to nie ma znaczenia, bo
te nerdy w głowie tylko mają wiedzę o milionie plików konfiguracyjnych.
Natomiast normalny użytkownik desktopu, który chciałby skonfigurować
sobie system bez doktoryzowania się ze wszystkich jego części
składowych, po prostu będzie z Linuksa niezadowolony.
Ciekawe, że ja wiele lat temu myślałem o zrobieniu takiej uporządkowanej
dystrybucji Linuksa, na przykład o zastąpieniu pierdyliarda plików
tekstowych czymś w rodzaju Rejestru Windows. To wymagało przepisania
Init-a od nowa! Miałem taką ambicję, że nawet mi się udało schować
konfigurację sieciową do pliku binarnego przy użyciu takiej jednej
biblioteki. Skompilowało się, kernel odpalił, init zmodyfikowany
odpalił, w końcu pojawił się shell, ja taki zadowolony wpisuję ifconfig,
no coś się dzieje, próbuję ifconfig eth0 down i sru! Podsystem sieciowy
się spieprzył. Bo wewnętrzne powiązania są tak głębokie, że nie wiadomo
w ilu miejscach trzeba poprawić kod robiąc takie przeróbki systemu.
Więcej już nad tym nie siedziałem, bo nie miałem czasu ani pieniędzy,
żeby przekopywać się przez to dalej.
Dlatego, żeby powstał dobry Linux na desktopy, trzeba by jakichś
milionów roboczogodzin na uporządkowanie tego wszystkiego ale ściśle pod
jakąś uprzednio dobrze przemyślaną specyfikację. Twórcy desktopowych
distro nie potrafią temu podołać, bo mają za mało ludzi i jest za duże
ciśnienie, żeby wydać system możliwie szybko, podczas gdy staranna
praca, to byłoby wiele lat przesiedzianych bez widocznego efektu.